Obserwatorzy

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Dzień z Bobem.

Leżę chora i kontempluję sobie Boba Rossa. Korzystając z Szyndlerowej terminologii: tam gdzie esencja chilloutu wyruchała esencję farby, tam narodził się Bob i zaczął nakurwiać szczęśliwe chmurki na płótnie.
Zainspirował mnie, żeby też sobie tak pięknie farbami pomazać, ale przypomniałam sobie, że farby są drogie i mnie na nie nie stać. Po czym przypomniałam sobie, że jest art rage <3
Tak więc zostawiam Cię z Bobem, Wędrowcze, i idę odpalić art rage i usiłować nie poddać się po pierwszej porażce niczym jakaś pipa (jak to mam w zwyczaju).

- Ślimag




4 komentarze: