Obserwatorzy

piątek, 23 listopada 2012

Rozkmina nad rozkminami + papryka

Po propozycjach "narysuj coś rzeczywistego" chciałam narysować martwą naturę papryki. Jara mnie rysowanie papryki. Ale zawsze jak kupię, to zjadam zanim narysuję. Ja jednak chyba naprawdę nie jestem zbyt sprytna. Na szczęście znalazłam jakiś stary obrazek paprykowy ;D


To był asajement "obiekt w 3 technikach" czy jakiś taki. Lubię paprykę. Obrazek sprzed trzech lat, jak widać zero postępów od tamtego czasu xD

Ale przejdźmy do rzeczy, czyli (chaotyczna) rozkmina na dziś. Wiecie co jest jedną z najbardziej fascynujących rzeczy na świecie? Tworzenie leków. Kurde, jak to możliwe, jak to się stało? Jak ci wszyscy ludzie wpadli, że substancja X dobrze robi np. na jelita, ale tylko w połączeniu z jednym i koniecznie tylko jednym miligramem substancji Y, inaczej jest śmiertelnie trująca. I w ogóle, że akurat jelita tym leczą, a nie jakieś tryliard innych schorzeń. JAK ONI NA TO WPADLI? Koleżanka kończy farmację i wytłumaczyła mi - miliony prób i błędów, i ofiar w ludziach. No, ale poniekąd raczej było warto.
Refleksja ta ma oczywiście związek z moim rysowaniem - bo tak naprawdę wszystko ma w końcu związek z rysowaniem. Otóż wyobraźcie sobie iż wierzę, iż gdzieś tam, we mnie, jest jakiś złoty środek. Jest jakaś złota kurde metoda. Bo, jak to Budda powiedział (czy ktośtam), "jeśli napniesz strunę zbyt mocno - pęknie, a gdy napniesz ją za lekko - nie zagra". No i wymyśl człowieku jak zrobić, żeby zagrać. Gdzie jest złoty środek między jakąśtam samodyscypliną, a brakiem poczucia, że się zmuszam, że robię coś na siłę? (Nigdy nie jest dobrze nic robić na siłę.) Z drugiej strony proszę państwa - wytwarzanie nawyku. Czy nie cudownie byłoby mieć porządny nawyk rysowania? Wytresować się jakby? I czy da się to zrobić bez zmuszania się do robienia rzeczy? A co kurde jeśli jestem odporna na wytworzenie nawyku? Wytrzymałam prawie pół roku na diecie i żaden kurde z tego nawyk nie wyszedł, ŻADEN powiadam, choć podobno aby nauczyć się nawyku mózg potrzebuje miesiąca. Podobnie było ze wstawaniem rano przez całe życie - żaden nawyk. Null. Full ból wręcz :P
Tak więc - gdzieśtam jest jakaś idealna metoda jak ze sobą postąpić. Jak ją znaleźć? Czy jest jakaś inna droga niż miliony prób, błędów i ofiar w ludziach, a w każdym razie w człowieku?
Bo na wenę to nie ma co liczyć. Wena to dziwka.
Zaczęłam kiedyś projekt o tworzeniu, gdzie moja n-ta avatarka występowała (chyba nazywała się Sekwoja) i była tam cała wielka rozkmina o wenie. O tym, że wena to dziwka. Że przychodzi i odchodzi kiedy chce, czasem zostawia cię z małym dzieckiem (jakimś zaczętym projektem) i idzie w pizdu. Czasem cały dzień jej nie ma, gdy czekasz ze łzami i otwartym sercem, a pojawia się późno w nocy, kiedy NAPRAWDĘ powinieneś już spać. Czasem przychodzi, wali ci metaforycznego kloca na klatę i śmieje się w twarz. Ale i tak jesteś wdzięczny, że jest. Że przychodzi. Bo jak jej nie ma, to dopiero jest źle.
To jest, proszę państwa, totalnie toksyczna relacja takie coś. Trzeba mieć nasrane we łbie, żeby tkwić w takim związku.
A jednak tkwimy i jesteśmy wdzięczni.

czwartek, 15 listopada 2012

Złota myśl i improvement meme ;)


Nadal jest faza jarania się Cintiq. Łączy wg mnie wszystkie zalety rysowania na kompie i w realu, gdzie jak wiadomo nie ma takich cudów jak warstwy czy control+z. Wreszcie sobie trochę rysuję, BO TAK. Bez powodu. Jeżu jak to dobrze znowu to lubić.
Aż sobie nawet tzw. improvement mema walnęłam. Zawsze chciałam coś takiego zrobić ;) Nawet całkiem wyszło, choć na dzień dzisiejszy uznałam tamtą technikę za męczącą, ale chciałam ją w miarę powtórzyć.


Z tej okazji na jakiś czas rzuciłam rysowanie WTF Hotel i w sumie od razu poczułam się lepiej. Rysowanie długich projektów jest bardzo przytłaczające, z odroczoną nagrodą ;) A taka jak wiadomo sprzyja prokrastynacji. Jakoś muszę te długie projekty sobie podzielić na małe części. Jakoś oszukać mózg :P

Niemniej różnica w podejściu do rysowania jest teraz niesamowita i mogę zaryzykować stwierdzenie, że obserwujemy tu coś na kształt szczęścia. 'O, jebnę rysunek". "O, gdzie się podziały te 3 godziny? Hmm." i "Czy ja coś jadłam?". No więc nie, nie jadłam. Idę zjeść zanim znowu coś się narysuje ;p

-Ślimok

niedziela, 11 listopada 2012

Niesamowite osiągnięcie

Po raz pierwszy wymieniłam wkład w piórku i czuję się jak ktoś zupełnie wyjątkowy. Po czterech latach użytkowania. Czuć różnicę, dużo lepiej się rysuje ;p

Mam tak poza tym taki pomysł, że jak macie wenę na takie coś to piszcie co chcielibyście żebym narysowała na tego bloga. Tak sama z siebie to ostatnio nie mam myśli na ten temat. (Tylko nie piszcie, że cycki ;p cycki i tak rysuję jak mam wenę ;)).


- Ślimok

piątek, 2 listopada 2012

Is a kind of magic

Nic normalnego nie rysuję, bo całą manę zjada mi rysowanie WTF Hotel. Jak zwykle mam więcej pomysłów na historie niż jestem w stanie stworzyć i ogólnie mam marzenie skończyć hotel jak najszybciej aby móc wziąć się za coś następnego.
Z tej okazji chciałam się podzielić taką ciekawostką i takimi moimi ulubionymi "czarami" związanymi z rysowaniem komiksu.
Otóż plik photoshopa wrzucam od razu w InDesign (mam przez to dużo syfnych szkiców w InD :D I pogląd na całość ile jest dokończone, ile nie jest). Bardzo lubię moment, gdzie najpierw w program wrzucony jest szkic, a potem dwoma kliknięciami szkic magicznie staje się gotową stroną. Wygląda to tak:


(nie wiem czemu to się takie zrobiło nagle szare w ostatniej klatce, musicie mi uwierzyć na słowo, że normalnie nie jest szare ;))
Poza tym mam wenę na jednoobrazkowe pseudokomiksy, które ostatnio zamieszczałam na Chacie. Kiedyś prawdopodobnie będę musiała w końcu dorosnąć do myśli, że to moja estetyka i nigdy ambitnie rysować nie będę ;) Ale ta myśl, że ambitnie rysować powinnam, coś nie chce umrzyć. Ani żyć ani umrzyć nie chce ;) Bez sensu.
Niemniej dziś dobry dzień rysowania. Ręka boli mnie aż po ramię. Dziś poprawiałam obrazki, kolejne kreski tworzyły kolejne rysunki, rysunki tworzyły strony, bez filozofii, po prostu praca. Jak mam moje fazy zabawnej psychiki to jest na ogół mnóstwo filozofii i zero / niewiele pracy.Doceniam takie dni jak dziś, kiedy w ogóle zebrałam się w sobie żeby coś zrobić.
Ok, wracam rysować :l